Pięć dni poza światem. Cudowne, chwilowe oderwanie od rzeczywistości. Jakby mnie rok nie było. Szkoda, że znów trzeba rzucić się w wir nauki, obowiązków i ulec codziennej rutynie. Już brakuje mi tego spokojnego rytmu, miejsc i ludzi. Już ogarnia mnie tęsknota. Wciąż jeszcze nie włączyłam świadomości.
I zrobię to dopiero w ostatniej chwili.
Czy da się naprawić coś przez tak długi czas zaniedbywanego? Coś zniszczonego do tego stopnia? Tyle chciałam zrobić, a tyle zepsułam. Może w ogóle nie potrafię przywrócić tamtych chwil. Może po prostu nigdy nie miały znaczenia.
Podczas wspomnianych pięciu dni spłynęło na mnie wyjątkowe natchnienie i zrobiłam aż trzy szkice. Jak na mnie to sporo :) Być może nie bije od nich szczególny optymizm, ale też szczególnie optymistycznie się nie czułam. Czas przeszły, zauważcie :)
Pierwszy, który akurat podoba mi się najmniej. Wyjaśniam dziwne ułożenie ramion:w całości szkicu trzyma ręce w kieszeniach, ale wyszło nieproporcjonalnie, więc ucięłam XD
Kolejny szkic, już nieco bardziej zadowajalący, acz też nie do końca.
I wreszcie mój ulubiony z wszystkich trzech. Wydaje mi się, że rzeczywiście wyszedł najlepiej :)
A to piękna piosenka słynnego zespołu, poznana dzięki Kasi ;* Miłego słuchania.
<3