Kiedy prowadziłam Za drzwiami, rysowałam w jakimś celu. Miałam motywację, by doskonalić swoje umiejętności, mój umysł wciąż był aktywny, szukał inspiracji dla kolejnych "dzieł"... Poczułam, że mi tego brakuje.
Wpadłam tu dziś niejako przypadkiem i zobaczyłam, że każdego dnia przynajmniej jedna osoba zajrzała na bloga. I tą osobą nie byłam ja. Zrobiło mi się trochę wstyd, kiedy przypomniałam sobie własne słowa, które napisałam w drugie urodziny Za drzwiami: "możecie być pewni, że nadal będę prowadzić tego bloga". Nie wiem, czy ktoś poczuł się rozczarowany, że porzuciłam to zajęcie, ale czuję, że przede wszystkim oszukałam samą siebie. I w pewnym sensie wyrządziłam sobie krzywdę - straciłam tyle miesięcy na bezczynności.
Najbardziej jednak jest mi wstyd ze względu na innych bloggerów. Miałam wśród nich kilku znajomych, lubiłam czytać ich posty, oglądać ich sztukę. I wraz z Za drzwiami porzuciłam ich blogi, za co chcę bardzo przeprosić. Mam nadzieję, że wkrótce uda mi się to nadrobić.
Dla ciekawych: co właściwie robiłam, kiedy nie było mnie tutaj? Po wakacjach zaczęłam naukę w III LO na profilu mat-mat. Była to chyba najtrudniejsza decyzja, którą musiałam podjąć do tej pory, ale mam poczucie, że wybrałam słusznie. Wreszcie mogę zająć się matematyką na poważnie. Mieszkam teraz na stancji we Wrocławiu i zostawiłam za sobą dawne życie, którego wcale mi nie brakuje. Pewnie dlatego, że nie byłam szczególnie do niego przywiązana. Zaczęłam też poświęcać więcej czasu na taniec, wciąż jednak tylko samodzielnie. Chyba stoję na progu nowej rzeczywistości, którą postaram się wykorzystać jak najlepiej.
Mam nadzieję, że resztę uda mi się opisać po trochu w kolejnych postach. Oby takie były.
Zanim całkowicie popadłam w niemoc twórczą, udało mi się jeszcze wykonać tuszem serię obrazów o tematyce... matematycznej. Taka moja obsesja.
Nie obiecuję, że na pewno kiedyś nie zostawię znów bloga, ani że będę go prowadzić regularnie. Mogę jednak powiedzieć, że postaram się. Mam nadzieję, że nie zapomnieliście o mnie i jest jeszcze dla mnie tutaj miejsce...
Pozdrowienia :)
Miło widzieć, że żyjesz :D
OdpowiedzUsuńRysowanie uzależnia, nie pozbędziesz się tego. Nie ważne czy to będzie jeden post na tydzień, na miesiąc, na rok, miło będzie nadal oglądać Twoje prace.
Cieszę się, że dobrze wybrałaś. Najważniejsze to jednak słuchać głosu serca, choćbyśmy mieli potem zmieniać decyzję.
częstoo zastanawiałam się kiedy napiszesz:) Dobrze cię wreszcie usłyszeć, ostatnio mam podobne dylematy, mianowicie brak mi czasu na pisanie postów i tym samym śledzenie innych blogów. Mam z tego powodu potworne wyrzuty sumienia. To bardzo dobrze że cieszysz się ze swojego wyboru i z nowego trybu życia :D Zgadzam się z przedmówczynią rysunek uzależnia i dusza artystyczna ujawnia się nawet pod postacią brył matematycznych :P Życzę Ci dużo szczęścia. Pozdrawiam ;)
OdpowiedzUsuńMuszę się zgodzić z dziewczynami powyżej, od rysowania nie uciekniesz. Ja miałam prawie trzyletni zastój na początku studiów i teraz mi trochę żal, bo pod względem rozwoju rysunkowego był to czas stracony. Ale nie ma tego złego, przynajmniej wiem, że nie chcę powtórzyć błędu i staram się o jako taką regularność, choćby to miał być jeden bazgroł na miesiąc. Także tego... rysuj, rysuj! :D
OdpowiedzUsuńTak jest: z jednej strony nie chcesz się zmuszać, ale po pewnym czasie nic nie robienia myślisz sobie, że to był czas zmarnowany, że mogłaś dużo zrobić, że jakbyś się rozwinęła, gdybyś nadal rysowała. No i właśnie dlatego ja lubię prowadzić bloga. On mnie zmusza, ale też motywuje do rysowania.
OdpowiedzUsuńFajnie wyglądają te figury. Takie połączenie czerwonego i czarnego daje ciekawy efekt.
Pozdrawiam
przypadkiem weszłam kolejny raz na twojego bloga, jestem dumna Mary, powodzenia i pozdrawiam, dawna koleżanka z klasy ;* możesz się tylko domyślać kim jestem :)
OdpowiedzUsuńNie znosiłam matmy w szkole, a podczas rozwiązywania zadań geometrycznych najbardziej lubiłam właśnie robienie rysunków. xD
OdpowiedzUsuńPowodzenia w dalszym blogowaniu i w nowej szkole! Każdy ma czasem taki zastój, kryzys twórczy. Szczególnie w jakichś przełomowych czy stresujących chwilach. Ale potem się wraca do rysowania. Nie warto z tego rezygnować, ale też nie ma co narzucać sobie presji i robić sobie wyrzutów. ;)
miejsce w blogosferze zawsze jest!
OdpowiedzUsuńFajnie, że się nie poddałaś, rysowanie jest jak nałóg :)
Ja nie wyobrażam sobie mojego życia bez żadnego kawałka sztuki ;)
pozdrawiam
creativamente
creativamente-o-sztuce.blogspot.com
Myślę, że trudno jest wrócić do czegoś co się wcześniej porzuciło. Trzeba mieć świeże pomysły na prace i dążyć do systematyczności w swoich działaniach. Pozdrawiam i zapraszam:)
OdpowiedzUsuńhttp://madame-katharine.blogspot.com/